Hrithik Roshan

Całe Forum jest widoczne tylko po zalogowaniu

  • Nie jesteś zalogowany.
  • Polecamy: Moda

Ogłoszenie

U Hrithika jest godzina:

Mumbai


#1 2009-02-23 19:41:39

 Sonic Hed

Recenzent

12430219
Skąd: Silent Mobius
Zarejestrowany: 2008-12-14
Posty: 258
Info: Fan StH, SH & HR
Wiek: 23
O Hrithiku: Nieprzeciętnie uzdolniony

Slumdog. Milioner z ulicy.

Sam jeszcze nie miałem przyjemności, aby obejrzeć ten film na własne oczy. I jak tylko się z nim zapoznam, to napiszę wyczerpującą recenzję. Teraz jednak dodam artykuł "Przekroju" z którego można wyczytać wiele ciekawych informacji. Zapraszam do lektury.

     Gdy świat oszalał na punkcie historii chłopca z bombajskich slumsów, Hindusi mają z nią problem. Urąga zasadom kina bollywood, wywleka na wierzch wstydliwe problemy, pokazuje znów ten sam wizerunek kraju – w Indiach „milioner z ulicy” rozpala emocje.

     Panie i panowie, oto Jamal Malik! Ten stremowany nastolatek z Bombaju, który podaje herbatę w call center, na naszych oczach staje się bohaterem. W gruncie rzeczy to aktor Dev Patel urodzony w Londynie w rodzinie imigrantów z Indii. Dotychczas znaliśmy go z serialu dla nastolatków – ale co z tego? Gdy odbierał nagrodę Brytyjskiej Akademii Filmowej dla najbardziej obiecującego debiutanta, na czerwonym dywanie zaczepiła go sama Sharon Stone. – Nie wierzę, rozmawiam z Sharon Stone! – mówił Patel i domagał się, by ktoś go spoliczkował dla otrzeźwienia. Tak, proszę państwa. Dev dostał policzek od Sharon Stone. Przed chłopcem w studiu „Milionerów” na fotelu prowadzącego program widzimy Anila Kapoora. Gwiazda Bollywood we własnej osobie. Tę rolę miał zagrać prawdziwy gospodarz indyjskich „Milionerów”, ale w końcu nie zdecydował się na ten krok.

     Nic to – gasną światła, zagęszcza się fioletowy mrok. Na widowni – cały świat. Film o budżecie 15 milionów dolarów zarobił już ponad 100 milionów. Jeszcze w sierpniu zeszłego roku miał w ogóle nie wejść na ekrany kin. Wytwórnia Warner Bros stwierdziła, że w obliczu kryzysu nie stać jej na dystrybucję niszowej produkcji bez wielkich amerykańskich nazwisk, i rozważała zesłanie „Slumdoga. Milionera z ulicy” prosto na DVD. Na ekrany w USA wprowadził go w końcu Fox (polska premiera już 27 lutego).

     I stało się. Zachód oszalał na punkcie historii chłopca ze slumsów. Grad Złotych Globów, nagród Critics’ Choice Awards, 10 szans na Oscara. Panie i panowie, jesteśmy tu po to, aby obejrzeć triumf „Slumdoga”. Na przeszkodzie stoi kilka pytań o Indie.

Pytanie za tysiąc rupii.
Dlaczego pod domem aktora Anila Kapoora kilkadziesiąt osób skandowało „nie jestem psem”?

     Czwartek, 22 stycznia. Dzień przed oficjalną indyjską premierą filmu bombajską willę bollywoodzkiego gwiazdora otoczyli mieszkańcy slumsów. W dłoniach transparenty „Ubóstwo na sprzedaż”, na czele stoi obrońca praw najuboższych Tapeshwar Vishwakarma. – Nie oczekiwałem niczego pozytywnego od brytyjskiego filmowca. Już jego przodkowie określali nas mianem „psów” – tłumaczył indyjskiej prasie.

     Pretekst do demonstracji dał wyraz „slumdog” – ale słowa Vishwakarmy wskazują, że problem leży głębiej. Nie pomogły ani wyprawy do Bombaju scenarzysty Simona Beaufoya, które odbywał podczas pracy nad adaptacją indyjskiej książki „Q and A”, ani miesiące, jakie spędził w Indiach reżyser Danny Boyle na poszukiwaniach odpowiednich dzieci aktorów, ani wreszcie wspaniale brzmiąca w filmie hinduska muzyka i niektóre dialogi w hindi. Wykreowany portret Indii ciągle jest jedynie wyobrażeniem ekipy Danny’ego Boyle’a na temat tego kraju. Oczywiście, taki los każdego twórcy. Problem polega na tym, że to wyobrażenie budzi w Indiach sprzeciw.

     Wróćmy do pytania za tysiąc rupii. Poprawna odpowiedź: protestujący uznali, że nazwanie bohatera slumdog (pies ze slumsów) uwłacza milionom mieszkańców najbiedniejszych indyjskich przedmieść. Na próżno reżyser tłumaczył, że słowo pochodzi od angielskiego underdog (słabszy przeciwnik, przegrany) i nie miało nikogo urazić. Protesty ogarnęły nie tylko Bombaj. W Gudżaracie lokalna wspólnota domagała się zakazu emisji filmu, a gdy mimo to wszedł na ekrany, pikietowano pod kinami. W Goa przedstawiciele partii prawicowej zdemolowali multipleks. W Patnie mieszkańcy slumsów tak licznie oblegali kina, że władza ustawiła wokół nich dodatkowe patrole policji. – Spalimy kukłę Boyle’a na 56 przedmieściach w całym kraju – zapowiedział Vishwakarma i złożył pozew przeciwko rodzimym członkom ekipy filmowej o naruszenie godności mieszkańców slumsów.

     Epatowanie ubóstwem to pierwszy i najbardziej oczywisty zarzut, jaki Hindusi stawiają filmowi. – Bieda jest w nim tak wyolbrzymiona, że aż nieprawdziwa – przekonuje nas Shyamal Sengupta, wykładowca szkoły filmowej w Bombaju Whistling Woods International. – Byłem wiele razy w dzielnicy, gdzie kręcono „Slumdoga”. Owszem, jest tam biednie, ale ludzie żyją normalnie. Mają domy, prowadzą rodzinne biznesy, nie ma takiego brudu. Film przerysowuje slumsy na własne potrzeby. A przecież ubóstwo i przemoc są także w krajach wysoko rozwiniętych – dodaje.

     Sengupta mówi to ze spokojem, bo chwile wściekłości ma już za sobą. W 1992 roku obejrzał „City of Joy” Rolanda Joffe’a. Portret Kalkuty (jego rodzinnego miasta) jako siedliska nędzy, chorób i zacofania. – Wtedy długo nie mogłem się uspokoić. Dziś widzę, że wielu moich znajomych czuje się tak jak ja wtedy. „Slumdog” rozpala tu emocje – wyznaje.

     Jeśli rzeczywiście rozpala, to co konkretnie oburza mieszkańców Indii w portrecie ich kraju stworzonym przez Boyle’a? Najpierw odpowiedzmy na kolejne pytanie. Pytanie za 10 tysięcy.
Jak zareagowały władze Indii, gdy ekipa filmu poinformowała je, że pokaże tortury stosowane przez policję?

     Proszę państwa, robi się gorąco. Odpowiedź A: władze kazały wstrzymać produkcję filmu. Odpowiedź B: zaprzeczyły, że tortury w ogóle mają miejsce w ich kraju. Odpowiedź C: uznały, że wszystko w porządku, jeśli tortur nie będzie przeprowadzał funkcjonariusz w randze wyższej niż inspektor. Odpowiedź D: zagroziły torturami Danny’emu Boyle’owi.

     Wybieramy koło ratunkowe i komputer odrzuca warianty A i B. Gdy w jednej z pierwszych scen filmu zobaczymy, jak tłusty policjant razi prądem naszego bohatera, nie łudźmy się: władze Indii nie uniosły się w słusznym proteście. Brytyjskich producentów ostrzegły tylko, że torturować na ekranie mają szeregowcy. Film Danny’ego Boyle’a obnaża problemy, które aspirujące do miana globalnej potęgi Indie wolałyby ukryć. Bezsilność policji wobec mafii z jednej strony i brutalne postępowanie funkcjonariuszy z drugiej to bolączki, które godzą w dumę „największej na świecie demokracji”. Boli nie tyle samo ich ujawnienie (bo są filmy produkcji Bollywood, które o metodach policji opowiadają dosadniej), ile to, że demaskacji dokonuje cudzoziemiec. W dodatku, o ironio, Brytyjczyk. – Przeanalizowałem dziesiątki filmów o Indiach z ostatnich dekad – mówi nam profesor Ananda Mitra z Wake Forest University, autor książki „Indie w oczach Zachodu”. – Powtarzający się schemat to wizja kraju zamieszkanego przez ciemnoskórych, biednych ludzi, którzy rozpaczliwie potrzebują pomocy kogoś z zewnątrz. Kraj przedstawia się jako okrutny, a życie jako skrajnie trudne. Większość doświadczeń ma charakter negatywny. Takie Indie też istnieją, ale gdy pokazuje się tylko ten obraz, nie mamy szansy poznać całej prawdy – ciągnie Mitra. Dla giganta o gospodarce należącej do najszybciej rozwijających się na świecie takie uogólnienie wydaje się krzywdzące. Dlaczego więc jest tak powszechne? Być może zadziałał tu mechanizm opisany przez Edwarda Saida w słynnej książce „Orientalizm”. Zachód tworzy na swój użytek wizję Orientu (w tym wypadku Indii) – zbiór wyobrażeń na jego temat, w które wpisuje się poczucie własnej wyższości. W efekcie sama wizja Orientu staje się narzędziem sprawowania władzy przez Zachód. – „Slumdog” wpisuje się w tę konwencję. Rolę zbawcy z Zachodu grają „Milionerzy”, czyli program na zachodniej licencji – podsumowuje Mitra. Kolejna drażliwa sprawa to religia. Główni bohaterowie, Jamal i Salim, wyznają islam (wszyscy nasi rozmówcy przyznają, że to rzadkość w filmach Bollywood). Rywalizacja islamu i hinduizmu jest natomiast tak stara jak państwo indyjskie. W dużym skrócie: gdy kolonię opuścili Brytyjczycy, z jej muzułmańskiej części powstał Pakistan, z tej o przewadze hinduistów – Indie. Im bardziej centralizowała się władza w Nowym Delhi, tym wyraźniej w kraju dominowali hinduiści. A muzułmanie coraz częściej reagowali zamachami. – W Indiach wybuchają zamieszki takie jak te pokazane w filmie. Ale to też kraj tolerancji, w którym wyznawcy wielu religii żyją obok siebie. Czemu o tym nie ma ani słowa? – pyta retorycznie profesor Mitra.

     To, co budzi jego zdziwienie, na subkontynencie rodzi pełne sarkazmu oburzenie. „Nie zdziwiłem się, że Boyle zmienił pierwotne imię bohatera Ram Mohammad Thomas (występujące w książce) na Jamal Malik. To drugie sugeruje związki z muzułmanami Kaszmiru postrzeganymi przez lewicową zachodnią inteligencję jako ofiary prześladowań hinduistycznych Indii” – pisze w miażdżącej krytyce filmu czołowy konserwatywny publicysta kraju Kanchan Gupta. Potem zżyma się, że „źli hinduscy policjanci znęcają się nad bezradnym chłopcem”. A scenę, w której matka chłopców ginie w zamieszkach hinduskomuzułmańskich, podsumowuje jako dającą obraz „średniowiecznego społeczeństwa, w którym rządy prawa nie istnieją i każdy Hindus jest żądnym krwi potworem gotowym zarżnąć bezbronnego muzułmanina”. Jeszcze jakieś pytania?

Pytanie za sto tysięcy.
Ile biletów kupiono w Indiach na „Milionera z ulicy” w dniu premiery?

     Od miliona dzieli nas już tylko krok. Poprawna odpowiedź to 25, 50, 75 czy sto procent? Czy film o chłopcu ze slumsów podbije serca takich jak on Hindusów? Skorzystajmy z koła ratunkowego. Telefon. Dzwonimy do profesor Shakuntali Rao, specjalistki od kina Bollywood z Uniwersytetu Nowego Jorku. – Cały indyjski przemysł filmowy opiera się na zasadzie feel good – wyjaśnia. – Bollywood robi filmy o miłości, rodzinie, tradycji i hinduskiej kulturze. Dostarczają masowej rozrywki i tworzą wielką iluzję. Budują ją z piosenek, tańców, romansów i happy endów. Oczywiście trudno generalizować, gdy mówi się o największej produkcji filmowej świata (tysiąc filmów rocznie), ale o roli Bollywood w tworzeniu hinduskiej klasy średniej napisano niejedną naukową rozprawę. Skokowy wzrost gospodarczy Indii to kwestia ostatnich siedmiu lat, a za bogaceniem się społeczeństwa podążały filmowe wzorce bogatego życia. Bohaterami często są właściciele wielkich firm, arystokracja, praktykujący hinduiści, którym życie przynosi spełnienie religijnych wierzeń. Shining India (w wolnym tłumaczeniu „Indie górą”) – brzmiało najpopularniejsze hasło dekady.

     A tu w idyllę wchodzi Brytyjczyk Boyle ze swą historią sieroty z ulicy. – W tym sensie „Slumdog” w ogóle nie jest bollywoodzki. Wcale mnie nie dziwi niska frekwencja kinowa w Indiach. Jako typowy film miejski dobre wyniki osiągnął w Bombaju, Nowym Delhi czy Bangalore. Na prowincji go zupełnie zmyło – dodaje profesor Rao. Wiele osób pytanych przez lokalnych hinduskich dziennikarzy o „Slumdoga” tłumaczyło, dlaczego nie wybiera się na film o biednych przedmieściach. Skoro mamy z nimi do czynienia na co dzień, po co oglądać je od święta? – Większość Indii tego filmu nie zobaczy – mówi Shyamal Sengupta. – A dla cudzoziemców powstał obraz, który utrzymuje się w wachlarzu stereotypów. Indie to albo słonie i mistyka, albo przestępstwa i nędza.

     „Slumdog” jest więc nie tylko filmem zachodnim o Indiach, ale też filmem hinduskim dla Zachodu. Dlatego posługuje się wizerunkiem, z którym Zachód jest oswojony. Czy ktoś jeszcze ma wątpliwości, że zaznaczamy wariant 25 procent? Brawo, proszę państwa, znów poprawna odpowiedź!

     Na sali jest już zupełnie ciemno. Tykający w studiu metronom podsyca napięcie. Bollywood produkuje rocznie więcej filmów niż Hollywood, ale do tej pory nominacje zdobyły tylko trzy filmy „made in India”. Oscarami obsypano nakręcony tu obraz „Gandhi”, ale z kolei jego autorzy przyjechali z Zachodu. Tym razem sytuacja jest analogiczna, w dodatku większość nominacji dostali brytyjscy członkowie ekipy filmowej.

Źródło: www.media.wp.pl


http://i711.photobucket.com/albums/ww114/JocaSonic/Sonic_and_Sega_All_Star_Gif_by_Xuli.gif

Offline

 

#2 2009-02-23 21:07:05

 Jutrzenka

Administrator

Zarejestrowany: 2008-12-12
Posty: 1752

Re: Slumdog. Milioner z ulicy.

Artykuł bardzo ciekawy. Moim zadaniem jest w nim kilka sprzeczności - właściwie są to sprzeczne wypowiedzi poszczególnych osób, które w gruncie rzeczy same sobie zaprzeczyły.

Pierwsza kwestia

Sonic Hed napisał:

Urąga zasadom kina bollywood

Myślę, że jest to zbyt mocno powiedziane. Nie chodzi tu o żadne urąganie, bo Bollywood to Bollywood, ma swoją specyfikę, z kolei Danny Boyle pokazał swój obraz Indii więc co to ma wspólnego z urąganiem Bollywood.

Sonic Hed napisał:

wywleka na wierzch wstydliwe problemy

Super! Mamy powód tak ostrej krytyki w Indiach wobec tego filmu. To właśnie typowa indyjska mentalność. Mimo, że bieda w tym kraju jest powszechnie odczuwalna, to jak przychodzi co do czego, to okazuje się, że wcale nie jest źle. A moim zdaniem to nieprawda. Indie to nie tylko Bollywood! Bollywood to najczęściej - jak zostało tu wspomniane - wyidealizowana bajka, która kończy się happy endem. A prawdziwie Indie, to właśnie ta bieda. Odsetek stanowią ci, którzy żyją w luksusach. Są to czołowi biznesmeni i najpopularniejsze gwiazdy Bollywood. Inni  z kolei (czyli m.in bohater filmu) oglądają ich i ci inni to właśnie ci biedni ludzie. No, ale jak ktoś może na głos o tym powiedzieć! Tym najbiedniejszym ludziom już w krew weszło to, że godzą się ze swoją biedą. Mam czasem wrażenie, że wręcz jej nie zauważają, bo ona ich przesiąkła. To jednak jeden z najpoważniejszych problemów Indii. Zamiast bulwersować się, to trzeba coś z tym zrobić. To piękny kraj, ale jednocześnie kraj dziwnych sprzeczności, niewyobrażalnych paradoksów. Z jednej strony przecudne zabytki i bogactwo a z drugiej ludzie leżący na ulicach, kasty, poniżanie najbiedniejszych, separowanie ich od edukacji - bo przecież, jak trochę się poduczą, to nie dadzą sobą tak łatwo manipulować. Tak to właśnie wygląda. Kiedy Bollywood najczęściej skupia się nad tym co najpiękniejsze (choć nie tylko, o tym poniżej) - to podoba się to Indiom, nie podoba się jednak pokazywanie właśnie tych wstydliwych tematów, do których należy właśnie przede wszystkim bieda.

Kolejna kwestia - ktoś się oburzył jak obejrzał sposoby postępowania policji. No, ale takich niewygodnych politycznych scen można się dopatrzeć nawet w filmach Bollywood (np. w „Jestem przy tobie” gdy żołnierz sam dokonuje sądu na Pakistańczykach strzelając im w głowy (byli tam też dzieci); „Veer-Zaara” – to przykład policyjnego spisku, w efekcie którego niewinny człowiek spędza w więzieniu 20 lat; nawet w „Koi Mil Gaya” można dostrzec podobne kwestie, gdy policja napada na niewinnego człowieka, żeby odebrać mu Magusia, który oczywiście byłby idealnym królikiem doświadczalnym). Widać więc, że i Bollywood nie milczy. Różnica polega jedna na tym, że tutaj te poważne zarzuty są ubrane w pewną bajkową scenerię, więc nie są aż tak widoczne jak obraz przedstawiony w „Slumdogu”.

Dalej

Sonic Hed napisał:

Kolejna drażliwa sprawa to religia. Główni bohaterowie, Jamal i Salim, wyznają islam (wszyscy nasi rozmówcy przyznają, że to rzadkość w filmach Bollywood).

A jakie to ma znaczenie, że w filmach to rzadkość, skoro król Bollywood – Shahrukh Khan jest muzułmanem. Może i w filmach nie często eksponuje się islam, ale za to w rzeczywistości to właśnie muzułmanin „rządzi” całym Bollywoodem.

No i jeszcze jednak kwestia

Sonic Hed napisał:

Wiele osób pytanych przez lokalnych hinduskich dziennikarzy o „Slumdoga” tłumaczyło, dlaczego nie wybiera się na film o biednych przedmieściach. Skoro mamy z nimi do czynienia na co dzień, po co oglądać je od święta?

No i w tym momencie upadły wszystkie argumenty tych, którzy się tak oburzali twierdząc, że film przerysowuje biedę Indii. Ci ludzie, którzy są właśnie biedni zburzyli ten argument mówiąc o tym, dlaczego nie pójdą na ten film. No właśnie – po co mają to oglądać, skoro mają to na co dzień. Jaka jest więc prawda – pytanie za milion! – no właśnie taka, że bieda Indii to nie iluzja, ale rzeczywistość. Ci ludzie widzą to i odczuwają codziennie, dlatego właśnie wolą oglądać Bollywood, bo dzięki niemu mogą chociaż na chwilę oderwać się od tego, co pokazuje „Slumdog”.

Jaki jest morał: połączenie Bollywoodu i obrazów typu „Slumdog. Milioner w ulicy” to dopiero prawdziwe Indie. Mamy piękno i bogactwo z jednej strony a z drugiej ubóstwo do granic możliwości. Myślę, że ci Hindusi, którzy tak się oburzają tym filmem, powinni coś wreszcie zrobić dla najbiedniejszych a nie bulwersować się, że ktoś chciał pokazać to, co sami chcą ukryć.

I na koniec ciekawostka

Sonic Hed napisał:

Przed chłopcem w studiu „Milionerów” na fotelu prowadzącego program widzimy Anila Kapoora. Gwiazda Bollywood we własnej osobie. Tę rolę miał zagrać prawdziwy gospodarz indyjskich „Milionerów”, ale w końcu nie zdecydował się na ten krok.

Czyżby chodziło o Shahrukha? Przecież to on jest prawdziwym gospodarzem „Milionerów”. Jestem ciekawa, dlaczego nie chciał wystąpić w tym filmie. Tak czy inaczej, wydaje mi się, że dzisiaj żałuje, bo miałby Oskara w ręku – w końcu dla niego byłoby niesamowitym zaszczytem wiedząc, że film, w którym się pojawił otrzymał tyle Oskarów, o których przecież marzy każdy aktor. No cóż, Shahrukh zdecydował się jedynie na wręczenie Globa twórcy – jak się okazało – fenomenalnego filmu.

Jutrzenka


http://images.tinypic.pl/i/00659/bvwvsv1y9qbj.png

Offline

 

#3 2009-02-24 17:31:10

Svasti

Fan Hrithika

Zarejestrowany: 2008-12-15
Posty: 232

Re: Slumdog. Milioner z ulicy.

Co prawda dane już było mi to przeczytać, bardzo ciekawy artykuł

Moja opinia:

Może i Indie to biedny kraj, ale może mają szczególnie w dużych miastach  jakieś takie zwyczajne rozwiązania. Może rzeczywiście zachód trochę generalizuje Indie...Na pewno nie jest tam jak w bajce, ale nikt chyba by nie chciał być pokazanym jako tak prostolinijnie, typu wszyscy wrzuceni do jednego worka.. To tak jakby ukazać wszystkich Polaków w czasie II Wojny Światowej że wszyscy byli antysemitami, nie pomagali żydom itp. Może o to im chodzi? filmu jeszcze nie widziałam więc nie wiem czy czegoś nie przejaskrawiam. Może im chodziło oto, aby ukazać bogactwo i biedotę, a nie tylko biedotę.


http://img198.imageshack.us/img198/5495/guzaarish1a.gif   http://img815.imageshack.us/img815/2130/guzaarish2.gif

Offline

 

#4 2009-03-01 22:39:42

Beti

Fan Hrithika

Zarejestrowany: 2008-12-13
Posty: 276

Re: Slumdog. Milioner z ulicy.

Cukier w cukrze, czyli ile Bollywoodu jest w Slumdogu



http://x.screeny.pl/ga859/767a1b33479fa844f7386910/slumdog.jpg



Ci, którzy widzieli półtora filmu z Bollywood twierdzą, że Slumdog. Milioner z ulicy to film bollywoodzki. Ci, którzy widzieli półtora tysiąca filmów z Bollywood twierdzą, że z Bollywood nie ma on wiele wspólnego. Kto ma rację?


"Slumdog. Milioner z ulicy" Danny'ego Boyle'a już od dłuższego czasu kontynuuje triumfalny pochód poprzez kina i przeróżne festiwale, z których przeważnie nie wraca z pustymi rękami. Nie może też narzekać na brak nagród, bo tymi otrzymanymi przez niego można by obdzielić kilka innych produkcji (do wzięcia między innymi osiem Oscarów otrzymanych przed tygodniem). Film ten stał się również przedmiotem zaciętych dyskusji na forach dyskusyjnych poświęconych filmom z Bollywood i tych poświęconym filmom w ogóle. Można więc śmiało powiedzieć, że "Slumdog. Milioner z ulicy" wygrał wszystkie możliwe wyścigi, w których startował oraz wszelkie inne rankingi zainteresowania widzów, zostając docenionym na arenie międzynarodowej. Co więcej, dla wielu kinomanów został odkryciem roku, czego dobitny dowód w postaci złotych statuetek, które przekazała na ręce twórców tego filmu Akademia Filmowa. Dla niektórych "Slumdog" jest tym samym, co pięć lat temu "Czasem słońce, czasem deszcz", który rozpoczął modę na Bollywood i czas ponownego zainteresowania widzów kinem powstającym w Indiach (śledząc chociażby polską prasę filmową można odkryć, że podobnym zainteresowaniem, choć oczywiście na dużo mniejszą skalę, cieszyły się filmy indyjskie w latach 60 ubiegłego wieku) - genialnym olśnieniem, innością, bogactwem przekazu i formą pokazania prostej historii opartej na baśniowych zasadach. I tu nasuwa się pytanie: Czy dla przyzwyczajonych do hollywoodzkiej stylistyki widzów "Slumdog" jest filmem z Bollywood? Na ile mają rację ci, którzy film Boyle'a nazywają bollywoodzkim?

Spróbujmy to zbadać.

Bollywood, w nazwijmy to "klasycznej", zbliżonej do stereotypów przyczepianych kinu z Bombaju formie, emanuje słodyczą, moralną czystością, pięknymi strojami, efektownym makijażem, wyrafinowaną scenerią. Jak w każdym przypadku, także i w filmach bollywoodzkich można odnaleźć naprawdę wiele wyjątków od reguły, ale nie da się ukryć, że znacząca większość produkcji czerpie z tego "klasycznego" wzoru na dobry film. Wróćmy więc do emanacji słodyczą, olśniewających strojów i wyrafinowanych scenerii. Czy coś takiego widzimy w filmie o Jamalu, który wygrał indyjską wersję teleturnieju "Milionerzy"? Nie zauważyliśmy.
A skoro o olśniewających strojach i sterylnych sceneriach (tych, którzy chcieliby zgłębić temat sterylnych scenerii odsyłamy do wydanego niedawno w Polsce filmu "Ty i ja" z gwiazdą wspomnianego wyżej "Czasem słońce" Kajol, której partneruje jej mąż - Ajay Devgan) to pomówmy przez chwilę o kiczu i o ciągłym sporze dotyczącym wszechobecności kiczu w Bollywood. Jedni twierdzą, że nie można filmów bollywoodzkich odbierać jako kicz, bo przedstawiają one inny świat i zupełnie inną kulturę, a co za tym idzie z naszego punktu widzenia po prostu nie wypada klasyfikować czegoś innego, bo żyjemy w zupełnie odmiennym kręgu kulturowym. Inni zaś uważają, że filmy z Bollywood są eskapistyczne i to właśnie kicz pozwala grać w nich pierwsze skrzypce uczuciom, które w filmach z Bollywood są najważniejsze. Uczucia i emocje - fabuła jest tylko pretekstem do ich ukazania. Bollywood bazuje na emocjach, na intensyfikacji uczuć poprzez wielorakie bodźce - taniec, śpiew, wzruszające i zabawne perypetie oraz sceny. W "Slumdogu" próżno szukać kiczu, choć ten film również ma charakter masowy. Też ma wzruszać i bawić, ma zastanawiać i naprawiać - ale i tak nikt nie odważy się nazwać go kiczem (pomijając oczywiście wszechobecnych krytyków, tych zawodowych jak i tych amatorskich, którzy ukończyli szkołę imienia Widziałem Sześć Minut Filmu Z Bollywood I Nienawidzę Tego Kina). Bo kicz to sztuka szczęścia, a w tym filmie trochę go mało.

Film Boyle'a pokazuje raczej sprawy trudne i przykre. Slumsy, niepełnosprawne dzieci, handel ludźmi i wszechobecną mafię. Wszystko jest bliskie realnego życia w Indiach. Pokazano nam prawdziwą tętniącą życiem bombajską ulicę, a nie bollywoodzkie studio. Czy słyszeliście kiedyś w bollywoodzkich filmach charakterystyczne odgłosy indyjskich ulic? Wiecznie wyjące klaksony, gwar, muzykę dochodząca z każdego kramiku - odgłosy miasta pełnego życiem za dnia i w nocy? Tego nigdy w Bollywood nie słychać - zamiast gwaru ulic mamy taniec i śpiew.

W filmach z Bollywood konflikty religijne są raczej do przezwyciężenia. Zawsze dąży się do tego, aby obie religie mogły żyć obok siebie na równych prawach (w tzw. "realu" dobry przykład tego typu myślenia daje wielki bollywoodzki gwiazdor Shah Rukh Khan, którego żona Gauri Khan jest wyznania hinduistycznego, on zaś jest muzułmaninem). W "Slumdogu" nie znajdziemy ani słowa o pojednaniu - zamiast tego mamy pokazany pogrom muzułmanów. Nie wiadomo o co dokładnie chodzi i dlaczego akurat tego dnia zabito matkę Jalama i Salima (choć można się domyślać, że chodzi o zamieszki wywołane w Bombaju po zburzeniu meczetu Babri Masjid, który według niektórych miał stać w miejscu świątyni Ramy w Ajodhji.), ważny jest jedynie fakt, że dla tych dzieci był to początek ich wędrówki i sierocego życia.

Innym uwielbianym przez twórców z Bollywood zajęciem jest kopiowanie scen z hitów światowego kina. Tzw. smaczki do wyłapania przez maniaków kinowych. W "Slumdogu" nic takiego nie miało miejsca, ewentualnie zostało wplecione do filmu o wiele bardziej subtelnie. W filmie z Bollywood nie byłoby mowy o takiej subtelności.

W Bollywoodach z tak zwaną misją (to kolejny element charakteryzujący kino z Bollywood - dla wielu mieszkańców Indii jedynie kino jest źródłem przykładów zachowań i drogowskazem na drodze do zachowania tradycji), rodzice są wzorem cnót wszelakich i czci się ich niczym bogów. W "Slumdogu" po śmierci matki, później nie ma o niej słowa. A to nie jedyne, czego w filmie Boyle'a nie znajdziemy, a co powinno być odnajdywane bez problemu w produkcjach z Bombaju. Nie ma pokazania, choćby w sferze marzeń, tradycyjnego ślubu - choć od tej zasady Bollywood już zaczyna odchodzić. Nie ma też scen ze świętami Diwali albo Holi, co u filmowców z Bollywood jest dobrym pretekstem do wprowadzenia sceny muzycznej.

W "Slumdogu" czarne charaktery nie są rozpoznawalne od pierwszego spojrzenia. Bo jak to w prawdziwym życiu bywa: raz ma się lepsze oblicze, innym razem raz gorsze -  bohaterowie bollywoodzkich produkcji zwykle są nieskazitelnie szlachetni bądź źli do szpiku kości.
I tak doszliśmy do podobieństw, których można doszukać się pomiędzy oscarowym "Slumdogiem", a rozrywkowymi produkcjami z Bollywood.

Historia Jamala jest prosta i spełnia warunki amerykańskiego snu. Różnica tak, że Jamal nie przeszedł ścieżką ciężkiej pracy od pucybuta do milionera, a jedynie będąc zwykłym chłopakiem od roznoszenia herbaty (z kilkoma sporymi wybojami po drodze do kariery herbatnika ) został przypadkowym milionerem - wszystko dzięki temu, że wierzył w miłość! Głównym wątkiem w filmach bollywoodzkich jest przeważnie historia miłosna. I tak jak w Bollywood, także w "Slumdogu" mamy wątek miłosny, który jest motorem napędowym działań głównego bohatera. Jamal kocha Latikę i choćby się waliło i paliło, nic nie jest w stanie go powstrzymać. To dla niej startuje w "Milionerach", o niej ciągle śni i marzy. Mamy też w filmie Boyle'a wątki mitologiczny oraz patriotyczny. Wspomina się tu o Bogu Ramie, który trzyma w rękach łuk i strzałę, a patriotyzm zawarty jest w symbolach Indii, czyli w pytaniu o napis pod godłem Indii. Takie ważne symbole często można spotkać w bollywoodzkich produkcjach.

Pociągi i stacje kolejowe to kolejny nieodłączny kadr we wszystkich filmach indyjskich! Podróż młodych chłopców pociągiem aż do Taj Mahal jest symboliczna, choć dla wielu jest co najwyżej powodem kpin. To tak jak w filmach o Paryżu - z każdego okna widać Wieżę Eiffla.

Przejdźmy teraz do tego, co najbardziej kojarzy się z Bollywoodem: do tańca i śpiewu!

W "Slumdogu" mamy na końcu jedną sekwencję taneczną. A właściwie to nawet nie na końcu, bo zobaczyć ją możemy już podczas napisów końcowych. Z naszego więc punktu widzenia określanie filmu Boyle'a mianem bollywoodzkiego tylko i wyłącznie przez pryzmat tej jednej sceny jest idiotyczne. To tak, jakby czepiać się napisów końcowych w każdym innym filmie, o to, że były zbyt czarno-białe i psuły efekt filmu, który przecież był tak bardzo kolorowy. No ale nie da się ukryć, że w "Slumdogu" jest jedna scena taneczna - jest to taniec grupowy, synchroniczny, śmiało można powiedzieć, że rodem z Bollywood.Muzykę do filmu, która została nagrodzona Oscarem, stworzył A.R. Rahman, który jest naczelnym twórcą muzyki do indyjskich hitów każdego gatunku. Złośliwi twierdzą, że to, co nie weszło do bollywoodzkich filmów zostało upchnięte w "Slumdogu" i jeszcze dostało Oscara! Faktem jest, że kilka piosenek miało się np. znaleźć na ścieżce dźwiękowej filmu "Yuvaraj", a skończyło w tegorocznym laureacie Oscara. Pytanie tylko, czy te piosenki rzeczywiście były za słabe do filmu, który w Indiach odniósł spektakularną klapę, czy może po prostu decydującym o ich losie zabrakło gustu.

Kolejnym silnym łącznikiem "Slumdoga" z Bollywood są aktorzy. Nie można zapomnieć o bollywoodzkich gwiazdach, które grają tu drugo- lub trzecioplanowe role. Anil Kapoor wcielił się w rolę prowadzącego "Milionerów" (w rzeczywistości ten teleturniej również prowadził bollywoodzki gwiazdor - Shah Rukh Khan), przesłuchującego Jamala policjanta zagrał Irrfan Khan znany z wielu produkcji indyjskich oraz tych z Hollywood. Znaleźć tu możemy również wstawki z legendą kina Bollywood Amitabhem Bachchanem (który nawiasem mówiąc prowadził "Milionerów" przed Khanem) i zapadającą w pamięci scenę ze zdobywaniem jego  autografu za wszelką cenę. Wytrawny Bollymaniak mógłby sobie zrobić quiz: z jakich filmów pochodziły urywki wykorzystane w filmie Boyle'a. Są to smaczki, które cieszą każdego fana Bollywood.

Dlaczego "Slumdog" utożsamiany jest z Bollywood? Głównie przez scenę taneczną na końcu oraz nieskalaną miłość przezwyciężającą wszystko, która jest motorem napędowym fabuły. A że kochamy klasyfikować i porównywać to najłatwiej było ten film nazwać Bollywoodem. Tyle że w takim wypadku każdy film, który kończy się muzyką, tańcem i happy endem trzeba by tak określić.

A może warto zwrócić uwagę na inny nurt kina indyjskiego, do którego "Slumdogowi" jest najbliżej. To tzw. Parallel Cinema (kino równoległe), które porusza tematykę bliższą codziennemu życiu w przeciwieństwie do wyidealizowanych filmów z Bollywood. W tym nurcie powstały m. in.: takie filmy jak "Monsunowe wesele" czy "Imiennik". I jeśli już koniecznie chcemy kojarzyć film Boyle'a z indyjską kinematografią to prędzej kojarzmy go właśnie z tym nurtem.

A najlepiej włóżmy go do szufladki: Po Prostu Dobre Filmy.


źródło: film.gazeta.pl


Beti

Offline

 

#5 2009-03-27 12:31:19

tinahri

Hrithikoznawca

Skąd: Augustów (okolice)
Zarejestrowany: 2009-01-24
Posty: 1595

Re: Slumdog. Milioner z ulicy.

Ja nawet tego czytac nie będę... "Przekrój" to dno wg mnie i uważam artykuły z niego za nieobiektywne... Z resztą, jeśli chodzi o kinematografię związaną nawet w najmniejszym stopniu z Indiami..., juz nie wspominam o Bollywood, to jak na razie, spotkałam się tylko z jedną przychylną opinią dla tego kina... przykre, bo niektóre produkcje bolly sa naprawdę dobre...


http://i26.tinypic.com/wuj5tu.jpg

"Kto raz usłyszał głos Azji, innego słuchać nie będzie"

Offline

 

#6 2009-03-28 12:42:07

 Sonic Hed

Recenzent

12430219
Skąd: Silent Mobius
Zarejestrowany: 2008-12-14
Posty: 258
Info: Fan StH, SH & HR
Wiek: 23
O Hrithiku: Nieprzeciętnie uzdolniony

Re: Slumdog. Milioner z ulicy.

Wydaje mi się, że ludzie do Bollywood muszą się poprostu przekonać. Sam byłem bardzo sceptyczny, jeśli chodzi o ten rodzaj kina. Ale po obejrzeniu Dhooma 2, Dona czy Znalazłem Cię sam zmieniłem zdanie. Oczywiście dalej drażnią mnie wstawki taneczne, ale widać tak ma być . W sumie zauważyłem, że najwięcej do powiedzenia mają ci, co z kinem Bolly nie mają za wiele wspólnego. Opinia powinna być uzasadniona konkretnymi argumentami, dlaczego uważam ten film za kiepski bądź dobry. Niestety w większość wypadków tak nie jest. Slumdoga jeszcze nie ogladałem, ale powoli się zbieram .

Nurtuje mnie jedno pytanie, liczę że uzyskam na nie odpowiedź. Czy jest chociaż jeden film z Bollywood, który dogłębnie pokazuje tą drugą stronę indyjskiego społeczeństwa. Bez tych wszystkich przepychów, barw kolorów i tańców itp. Kino Hollywood również lubi sobie pokazać to co chce, ale w niektorych filmach np. z Segalem, głównie w tych ulicznych widać jak wygląda ciemna strona Ameryki (prochy, bieda itd). I jakoś nikt temu nie zaprzecza i nie robi cenzury. Z problemem trzeba się zmierzyć, a nie udawać że go nie ma. Pozdrawiam!


http://i711.photobucket.com/albums/ww114/JocaSonic/Sonic_and_Sega_All_Star_Gif_by_Xuli.gif

Offline

 

#7 2009-03-28 12:49:49

 Jutrzenka

Administrator

Zarejestrowany: 2008-12-12
Posty: 1752

Re: Slumdog. Milioner z ulicy.

Sonic Hed napisał:

Czy jest chociaż jeden film z Bollywood, który dogłębnie pokazuje tą drugą stronę indyjskiego społeczeństwa. Bez tych wszystkich przepychów, barw kolorów i tańców itp.

Oczywiście, że jest - np. "Swades" z Shahrukhiem, oraz "Salam Bombay", który moim zdaniem znacznie bardziej niż "Swades" pokazuje ubóstwo Indii.

Czytając Twojego posta Piotruś muszę zauważyć jedną rzecz Z tego co piszesz, przekonałeś się do Bollywood m.in dzięki "Dhoom 2" i "Znalazłem Cię" - oznacza to, że jest to zasługa Hrithika Ten człowiek ma dar przekonywania

Jutrzenka


http://images.tinypic.pl/i/00659/bvwvsv1y9qbj.png

Offline

 

#8 2009-03-30 18:05:31

tinahri

Hrithikoznawca

Skąd: Augustów (okolice)
Zarejestrowany: 2009-01-24
Posty: 1595

Re: Slumdog. Milioner z ulicy.

Ja tez polecam "Dil Se", mnie ten film nie porwał, ale mówi o terroryzmie
A ja właśnie na przekór wszystkim, najbardziej lubię wstawki taneczne! Uwielbiam je oglądać, komentować itp. Na telefonie, prawie cała pamieć 1 GB to bolly piosenki, których słucham prawie codziennie Cóż, widać,że każdy lubi coś innego


http://i26.tinypic.com/wuj5tu.jpg

"Kto raz usłyszał głos Azji, innego słuchać nie będzie"

Offline

 

#9 2009-04-07 11:21:27

 PIOTREK

VIP

Skąd: Gorzów Wielkopolski
Zarejestrowany: 2009-04-06
Posty: 372
Info: lubię Hrithika Roshana

Re: Slumdog. Milioner z ulicy.

ten film SLUMDOG MILIONER Z ULCY jest super obejrzałem ten film z przyjemnością i nawet się nie spodziewałem że dostanie aż tyle oskarów


http://i38.tinypic.com/15z17ut.jpg

Offline

 

#10 2009-04-08 18:00:17

tinahri

Hrithikoznawca

Skąd: Augustów (okolice)
Zarejestrowany: 2009-01-24
Posty: 1595

Re: Slumdog. Milioner z ulicy.

A ja sie wcale nie ździwiłam...tzn. cieszyłam sie bardzo, bo ten film pokazuje cos innego niz większość filmów nagrodzonych oskarami.


http://i26.tinypic.com/wuj5tu.jpg

"Kto raz usłyszał głos Azji, innego słuchać nie będzie"

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.polisheliteclan.pun.pl www.pokemon-nowageneracja.pun.pl www.orkankonarzewo.pun.pl www.obrona-przed-czarna-magia.pun.pl www.gildiasithlords.pun.pl